Tabletki, leki, prochy … i ja. To najtrudniejszy związek mojego życia…
Od miłości do nienawiści. Od góry do dołu. Od zmierzchu do świtu… Są ze mną od kilku lat. Wiem, że mi pomagają. Wielokrotnie się już o tym przekonałam. Wiem, że pozwalają mi zapanować nad rozedrganiem, nad szarpiącym mnie gniewem, złością i rozpaczą. Pozwalają zachować umiar, równowagę. Dają spokój, ukojenie. Tęsknie za nimi, za tym stanem, który dzięki nim osiągam. A jednak jest kłopot…
NIE AKCEPTUJĘ ICH
Nie potrafię ich zaakceptować na stałe w moim życiu. Nie potrafię pogodzić z się z tym, że nie dam rady sama, bez chemii. Bez wspomagaczy. Że nie umiem opanować swojego rozszalałego organizmu. mojej wybuchającej głowy, mojego pękającego serca a czasami też tego duszącego czarnego lęku.
Nie, nie przesadzam. Nie, to nie jest zbędny patos. Nie, nie podkolorowuję. To prawda. To ja. To moje ja. Wulkan, tykająca bomba, granat zaczepny (czy jakiś tam inny…). A prochy to kubeł zimnej wody. To odcięcie czerwonego kabelka w bombie. To przykręcenie gazu pod buzującą w garnku zupą…
Wiem, że ich potrzebuję. Wiem, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Dla mnie. Dla Piotrka, który jest Aniołem i wciąż zaciska zęby, trwając przy mnie. Dla Maćka, który potrzebuje stabilnej mamy, która będzie dla niego oparciem. Dla mamy, która zawsze zbiera na głowę, i tak od 43 lat. Dla przyjaciół, moich kochanych dziewczyn, które są, trwają i nie skarżą się, gdy pluję jadem…Nawet dla psa, może zaliczy mniej wrednych kopniaków pod stołem.
Wiem, ze ich potrzebuję. Ale ciągle walczę. Ciągle się łudzę, że może jednak tym razem się uda. Że może stanie się cud i pewnego dnia obudzę się po prostu lepsza dla świata. Bo czy naprawdę muszę brać prochy, żeby być lepsza dla siebie innych?! Czuję bezradność, zwątpienie, żal, rozpacz. Nie godzę się z tym. ..
A jednak…chyba nie mam wyjścia. Zanim zepsuję wszystko wokół mnie. Moja Pani terapeutka mawia, że to jak leki na tarczycę – muszę je brać do końca życia i nie mam z tym problemu. Bez nich, mój organizm nie będzie funkcjonował dobrze. I z prochami jest tak samo, potrzebuję ich, aby mój organizm funkcjonował dobrze.
Bardzo to dla mnie trudne. Walczę. Ale z tego boju wracam na tarczy… tym razem znów pora iść po receptę…
Ale jeszcze tu wrócę! Na to pole walki. I zwyciężę!